Koncert Atom String Quartet w Skwerze udowodnił słuchaczom, że smyczki nadają się do grania jazzu równie dobrze jak trąbki i saksofony – tak rozpoczyna swoją recenzję Marek Dusza na portalu rp.pl.

Niedzielne wieczory w Skwerze przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie przyciągają wyrafinowaną publiczność, a powodem jest starannie dobrany repertuar i wykonawcy. Tu śpiewała Natalia Niemen z kwartetem Piotra Barona, grali: Paweł Kaczmarczyk Audiofeeling Band, Cezary Konrad Trio, Marek Napiórkowski Quartet i międzynarodowy zespół rosyjskiego saksofonisty Olega Kirejewa.

Atom String Quartet wystąpił w Warszawie bodaj pierwszy raz od zwycięstwa w konkursie festiwalu Bielska Zadymka Jazzowa 2011. A niedawno dostał nominację w kategorii Nowa Nadzieja Roku Grand Prix Jazz Melomani. Polski Instytut w Berlinie zorganizował im koncert w klubie A-Trane, gdzie byli gorąco oklaskiwani.

Nie inaczej było w niedzielę w Skwerze. Już sama konwencja klasycznego kwartetu smyczkowego wykonującego jazz wzbudziła zainteresowanie. Muzycy zaczęli tematem „Svantetic” Krzysztofa Komedy, znanym, ale jakże w tym wykonaniu oryginalnym. Utwór miał wyraźne trzy części z nastrojowym wstępem, dynamiczną częścią środkową i łagodnym finałem. Ekspresyjne solówki każdego z muzyków usłyszeliśmy w kompozycji skrzypka Mateusza Smoczyńskiego i wiolonczelisty Krzysztofa Lenczowskiego „Fugata & Allegria”. – Dziękujemy za oklaski po solówkach, to zdarzyło się nam pierwszy raz od dziesięciu koncertów – powiedział Lenczowski. To zachęciło publiczność do jeszcze żywszych reakcji.

Wiolonczela w roli kontrabasu, a później gitary i gra techniką pizzicato (szarpanie strun palcami) pozostałych muzyków znakomicie wzbogaciły brzmienie kwartetu w żwawym utworze „Latina”. Wyciszenie nastroju nastąpiło w drugiej kompozycji Komedy „Sleep Safe and Warm”, słynnej kołysanki z filmu „Dziecko Rosemary” Romana Polańskiego.

Solówka Mateusza Smoczyńskiego otworzyła kompozycję „Triton Blues”, a reszta kwartetu rytmicznie uderzała smykami w pudła rezonansowe swoich instrumentów. Szarpiąc struny Krzysztof Lenczowski znowu zamienił wiolonczelę w „kontrabas”.

Temat ten stał się kolejną okazją do zaprezentowania solistycznych umiejętności.

Dwa utwory na bis: „Beautiful Love” i „Fade Out” zakończyły ten intrygujący koncert. Od występów na Bielskiej Zadymce Jazzowej kwartet wyraźnie okrzepł, nabrał pewności siebie, muzycy częściej grają solo, wzbogacają brzmienie różnorodnymi technikami gry, improwizują, a nawet swingują. Niebawem powinna ukazać się ich płyta nagrana przez Polskie Radio Katowice, która jest nagrodą za zwycięstwo w Bielsku-Białej. Mamy zespół jazzowy na wskroś oryginalny i to w skali europejskiej.